Pani Małgorzata wyjeżdża na zleceinie w charakterze opiekunki już od kilku lat. W tym roku zdecydowała się spędzić w ten sposób także Boże Narodzenie. Skontaktowaliśmy się, by mogła opowiedzieć nam o swoich tegorocznych świętach.
Co skłoniło Panią do wyjazdu w okresie świątecznym?
Skłamałabym, gdybym nie przyznała, że przede wszystkim pieniądze. Zresztą przecież to nie wstyd uczciwie zarobić. Wszyscy zawsze mają tyle planów na nowy rok, mnóstwo postanowień. Przydałby się remont kuchni albo łazienki. Nowa kanapa, czy piekarnik. Mówi się, przecież, że nowy rok – nowa ja. Uznałam, że w końcu przestanę czekać na jakąś konkretną datę i wezmę sprawy w swoje ręce. Wiadomo jak to jest z postanowieniami noworocznymi. Samozaparcia wystarcza mi zazwyczaj co najwyżej do połowy stycznia. Uznałam, że jeśli zmienię coś w grudniu, przechytrzę samą siebie i nim zdążę się rozmyślić, już będę na zleceniu. Poza tym nie oszukujmy się, na podjęcie decyzji duży wpływ miała premia świąteczna. Zawsze to dodatkowe pieniądze. Warto sprawdzać oferty na bieżąco, by prócz tego co zawarte zawierają, wychwytywać takie okazje jak bonus bożonarodzeniowy, czy za wyjazd w styczniu. Każdy ma inną sytuację rodzinną więc dla niektórych decyzja o wyjeździe akurat w tym okresie, który zwyczajowo spędzamy z najbliższymi, może być szczególnie trudna. Ja odchowałam już dzieci i od kilku lat jestem wdową. Nie twierdzę, że nie miałam wątpliwości, ale na pewno było mi łatwiej się zdecydować. Moi synowie w tym czasie i tak zazwyczaj spędzają święta ze swoimi partnerkami na wyjeździe np. w Zakopanem. W dobie Internetu taka rozłąka nie jest aż tak bardzo dotkliwa. Zresztą postanowiliśmy, że dzięki temu dorobimy się nowej własnej tradycji. W kilka dni po powrocie zaproszę ich do siebie na bardzo wystawny obiad. Wciągnę z szafki odświętną zastawę, na stole ustawię zapalone świece. Będzie to taki czas dla nas. Będę miała okazję opowiedzieć im historie z Niemiec, oni pochwalą się zdjęciami z wyjazdu w góry. Kto wie, może będziemy tak robić co roku? W końcu spotkanie przy wspólnym stole ma dać nam poczucie bliskości i być takim małym świętem. Niezależnie od daty.
Jak wyglądały święta spędzone za granicą?
To nie jest jakaś wielka różnica, a jednocześnie wszystko jest inaczej. Taki paradoks! Wiadomo, że przez lata spędzałam święta z rodziną. Dbaliśmy z mężem o to, by dzieci znajdowały pod choinką prezenty, które dadzą im radość. Gotowałam ulubione potrawy moich bliskich. Najstarszy syn nie wyobraża sobie świąt bez kutii. Zawsze był łasuchem. Po śmierci męża byliśmy przy stole tylko we troje. Zarówno ja jak i mąż byliśmy jedynakami, więc nasze święta zawsze były kameralne, bez wielkiego rodzinnego spotkania. Co nie zmienia faktu, że to też miało swój urok. Poświęcaliśmy sobie dużo czasu, oglądaliśmy po raz setny świąteczne filmy. Kaseta VHS z „Kevinem samym w domu” była symbolem naszych świąt niczym choinka, czy sianko na pod obrusem. Najważniejszą różnicą w kontekście świąt poza granicami kraju na pewno jest więc to oddalenie od rodziny. Nie będę oszukiwać, nie jest to łatwe. Na szczęście w domu, w którym przebywam na zleceniu jest stały dostęp do Internetu, więc tak jak wspominałam, mam możliwość pobyć z synami wirtualnie. Zresztą muszę przyznać, że w domu podopiecznej jest naprawdę miło. W święta zjechała się jej rodzina. Był syn z córką. Ja wiedziałam w jakim okresie wyjeżdżam, więc zabrałam z polski opłatek. Chętnie się nim ze mną połamali. To było dla mnie ważne i wzruszające zarazem. W końcu opiekuję się na co dzień ich mamą, więc chcę by była między nami jakaś więź. Zresztą oni też mają z nią dobry kontakt. Kupili jej wcześniej kalendarz adwentowy z czekoladkami w środku. Ceremonialnie otwierała co dzień okienko. Mówi się, że człowiek dziecinnieje na starość i faktycznie widziałam u niej wtedy tę dziecięcą radość. To było naprawdę urocze. Aterima Med zorganizowała konkurs na świąteczną kartkę, więc namówiłam podopieczną, byśmy się razem plastycznie pobawiły. Jest w podeszłym wieku, ale w miarę sprawna manualnie, więc też czerpała z tego radość.
Czy podczas pobytu coś Panią zaskoczyło?
Syn podopiecznej zabrał nas na świąteczny jarmark. Niezapomniane przeżycie. Wyglądało to wszystko jak z bajki. Sprawdzałam w Internecie, że u nas też są takie jarmarki organizowane. Coś podobnego można spotkać w Krakowie. Pochodzę z podkarpacia i nigdy wcześniej nie miałam styczności z takim wydarzeniem. Niesamowita atmosfera. Człowiek od razu czuje, że nadeszły święta. Były przygotowane drobne podarki, także dla mnie. Ja też coś miałam dla nich, więc to był taki nasz wspólny miły gest. Z rzeczy, które mnie zaskoczyły na pewno mogę wymienić też to, że podopieczna bardzo chciała byśmy śpiewały razem kolędy. Nauczyła mnie paru z nich po niemiecku. Miałam z tego taką radość, że odwzajemniłam się, ucząc ją kilka linijek po polsku. Tak sobie potem śpiewałyśmy całe święta, uradowane faktem, że nawzajem się czegoś nauczyłyśmy. W moim domu mawia się „Kto śpiewa, ten się dwa razy modli”. Miałam poczucie, że tak właśnie jest.
A jak wyglądała kwestia kulinarna? Jedliście potrawy typowe dla polskiej czy niemieckiej tradycji?
Pieczone kiełbaski w wieczór wigilijny na pewno były dla mnie zaskoczeniem. Rodzina chciała mnie ugościć, więc z grzeczności zjadłam. Zresztą nawet u nas w Polsce już przecież można jeść mięso podczas wigilii. Kolacja była skromna, ale miałam poczucie, że siedzimy przy stole z szacunku dla mnie i mojej tradycji. Zrobiłam kutię, która bardzo wszystkim smakowała. Dzieci podopiecznej przywiozły z sobą na deser pierniczki. Chyba w każdym kraju ludzie uwielbiają je jeść. Zwłaszcza w święta. Niemcy bardziej celebrują pierwszy dzień świąt. Na stole pojawiła się strucla nadziewana bakaliami. Podopieczna wyjaśniła mi, że to ich niemiecka tradycja.
Jest Pani zadowolona z podjęcia decyzji o wyjeździe?
Tak, bardzo. To przyjemny pobyt. Trafiłam na wspaniałą rodzinę, dla której ten czas jest równie ważny jak dla mnie. Jestem bardzo ciekawa Sylwestra!
W takim razie życzę udanej zabawy. Szczęśliwego Nowego Roku. Dziękuję za rozmowę.
Wzajemnie!
Informacje na temat świątecznego konkursu odnaleźć można tutaj.