Pani Kasia wyjeżdża na zlecenia już od lat. Skontaktowaliśmy się z nią, by mogła nam opowiedzieć, jak radzi sobie z tęsknotą za domem, gdy przebywa w Niemczech. Przeczytajcie co miała nam na ten temat do powiedzenia.
Była Pani na zleceniu już kilkukrotnie. Z pewnością ma Pani w zanadrzu mnóstwo historii związanych z wyjazdem. Opowie nam Pani jedną z anegdot?
Myślę, że kluczowe w kwestii wyjazdu jest samo pakowanie się. To ważne, by zabrać wszystko, co będzie nam potrzebne. Sprawia to, że potem na miejscu człowiek czuje się po prostu komfortowo. Gdy wiele lat temu wyjeżdżałam po raz pierwszy zabrałam z sobą taką ilość ubrań, kurtek, butów na zmianę i innych tego typu przedmiotów, że niemiecka rodzina zapytała mnie tam na miejscu, czy mam świadomość, że między polską i Niemcami nie ma innej strefy czasowej i że zasadniczo pogoda też jest podobna. Ja faktycznie byłam przygotowana na każde możliwe warunki atmosferyczne, a było to wiosną! Sama nie wiem co mną wtedy kierowało. Chyba po prostu ten niepokój, że może mi czegoś zabraknąć. Teraz czasy są inne. Można na odpowiednich grupach na Facebooku nawet dopytać dziewczyn jakie konkretnie sklepy znajdują się w pobliżu. Gdy jechałam po raz pierwszy nie znałam innych opiekunek. Teraz sama czasem doradzam koleżankom by zabrały to czy tamto. A wtedy, gdy jechałam po raz pierwszy zamiast drugiej kurtki mogłam zabrać kilka książek. Uwielbiam czytać, a wtedy o tym kompletnie nie pomyślałam.
Tak, zabranie z sobą najpotrzebniejszych rzeczy na pewno jest bardzo istotne. Na naszej stronie znaleźć można dział „Przygotowania do wyjazdu”. Warto tam zajrzeć.
Internet w ogóle ułatwia dzisiaj wyjazdy na zlecenia. Można jednego dnia wybrać sobie na stronie konkretną ofertę, ustalić szczegóły i praktycznie od razu wyjechać. Bardzo wygodne. I istnieje mnóstwo dodatkowych materiałów, z których można skorzystać. Choćby właśnie z takich artykułów podkreślających na co zwrócić uwagę podczas pakowania się. Ile to czasu i nerwów oszczędza!
Wspomina Pani, że książki są dla Pani ważne. Po jaką literaturę sięga Pani na wyjeździe?
Żartobliwie przyznam, że zastanawiam się teraz czy powiedzieć prawdę. Mogłabym przecież skłamać, że czytam klasykę i być odebraną jako ta oczytana i obyta w świecie. Nigdy nie zabrałam jednak w podróż „Pana Tadeusza”. Najczęściej pakowałam do walizki grube tomiszcza tanich romansideł, by czas mijał mi szybko. Niedawno dostałam w prezencie od córki czytnik. To takie urządzenie, na którym mieści się mnóstwo książek. Proste w obsłudze, bo tylko wybieram palcem na ekranie co chcę czytać i przerzucam kolejne strony. Poprosiłam córkę by od razu wgrała mi tam mnóstwo książek, bo sama bym potem tego nie ogarnęła. I tu pora się przyznać do wstydliwej kwestii. Legalnie można z Internetu pobrać lektury szkolne, więc tak naprawdę tego mam w pamięci urządzenia najwięcej. Być może to infantylne, ale ileż radości sprawił mi powrót po latach do „Tajemniczego ogrodu”, który czytałam mojej Gosi, gdy jeszcze nie sięgała mi nawet do ramienia. Nawet teraz gdy o tym mówię to się wzruszam. Myślę, że to przez to, że na wyjeździe najbardziej tęskni się za bliskimi. Powrót do szczęśliwych wspomnień jest przyjemny. Nawet „Rogasia z Doliny Roztoki” przeczytałam ponownie. Aż się moja ostatnia podopieczna na początku dziwiła, bo sama się czasem do siebie śmiałam czytając te lektury dla dzieci. Inna sprawa, że miałyśmy dzięki temu okazję i temat do wspólnych rozmów, bo ja jej opowiadałam co ten książkowy Rogaś wyczyniał w towarzystwie dzieci, a ona mi opowiadała o niemieckiej literaturze, którą pamiętała jeszcze z czasów szkolnych. W ogóle przeszłyśmy oczywiście od tego do wspominania szkoły jako takiej i ubaw miałyśmy po pachy, bo okazało się, że ta moja pani Petra nieźle psociła w swojej klasie. Kto by pomyślał!
Skoro najczęściej poza domem czyta Pani książki, które już Pani zna i lubi, co jeszcze pomaga Pani w poradzeniu sobie z tęsknotą za domem?
Zdjęcia! Moim zdaniem to podstawa. Nie zajmują wiele miejsca, a postawione gdzieś w pokoju sprawiają zawsze, że czuję się jak między swoimi. Zresztą wszystkie rodziny, u których mieszkałam rozumiały zawsze, że rozłąka jest dla mnie trudna, więc korzystając z komputera mogłam się zawsze połączyć z mężem, czy córką i nikt nie miał problemu, że korzystam z domowego Internetu. Raz nawet bardzo się wzruszyłam, bo w salonie stała taka komoda ze zdjęciami rodziny podopiecznej. Ona zauważyła kiedyś, że na szafce nocnej mam ramki ze zdjęciami i powiedziała, że skoro mieszkamy w jednym domu, to jedno ze zdjęć powinnam ustawić między tamtymi, bo jesteśmy wszyscy teraz taką dużą rodziną. Aż się wtedy popłakałam, bo to był taki miły gest z jej strony! Miałyśmy swoje zgrzyty jak to czasem między opiekunką i podopieczną bywa, w końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, ale nigdy jej nie zapomniałam, że zdobyła się na taki miły gest. To było dla mnie ważne. W tęsknocie za domem pomaga jeszcze jedzenie. Tak, wiem jak to brzmi, ja po prostu kocham jeść! A tak na poważnie mam na myśli to, że kiedy czasem gotowałam nasze polskie potrawy, to i podopieczna się cieszyła, że zje coś „naszego” i ja czułam się bardziej u siebie, mając na talerzu coś co znam i lubię. Takie szczegóły mają znaczenie i pozytywnie przypominają o domu.
Tak, to prawda. Dziękujemy za tą miłą i zabawną rozmowę.
Ja też dziękuję. Wiem, że nie wymyśliłam nic bardzo istotnego, ale mam nadzieję, że podpowiedź by spakować ulubione książki i zdjęcia pomoże komuś lepiej przeżyć rozłąkę z bliskimi.
To cenna rada! Czasem zapomina się o takich drobiazgach, a są istotne.
O tym jak się przygotować i co z sobą zabrać, gdy zaczynasz pracę jako opiekunka osób starszych w Niemczech dowiesz się także z materiału dostępnego tutaj.