Z każdym wyjazdem do pracy za granicę wiążą się pewne wątpliwości. Poprzez historię jednej z naszych opiekunek chcielibyśmy pokazać, że warto uwierzyć we własne możliwości. Choć praca bywa ciężka, to można też przeżyć w niej wspaniałe chwile.
Tak wspomina swój wyjazd za granicę pani Sylwia, która pracowała jako opiekunka w agencji ATERIMA MED: – Decydując się na wyjazd miałam świadomość, że będę wykonywała pracę poniżej moich kwalifikacji. W Polsce ukończyłam historię z tytułem magistra, ale niestety pomimo długich poszukiwań, nie znalazłam pracy w moim rodzinnym mieście. Krakowską agencję ATERIMA MED poleciła mi znajoma, której mama pracowała w tej firmie. Po załatwieniu formalności i podpisaniu umowy dostałam ofertę wyjazdu do Niemiec.
Alzheimer, babcine figle i ja
Moja podopieczna miała 89 lat i cierpiała na chorobę Alzheimera. Jej rodzina obawiała się, że jako młoda osoba (a miałam wtedy 29 lat) szybko się zniechęcę. Jednak od samego początku bardzo się polubiliśmy, a córka starszej pani była dla mnie miła i robiła wszystko, żebym się czuła u nich jak najlepiej. I tak było, bo też ciągle dawała mi odczuć, jak bardzo jest mi wdzięczna za to, co robiłam dla jej mamy. Tym bardziej, że zostałam ze starszą panią do samego końca. Jestem z tego dumna do dzisiaj. Uważam to za swój osobisty sukces.
Oczywiście na początku nie było tak sielankowo. Pomimo podeszłego wieku, babcia była energiczną osobą i na początku płatała różne figle. Co istotne, starsza pani żyła wydarzeniami, które miały miejsce 30 lat temu. Na pytanie o wiek odpowiadała: „Pięćdziesiąt!”. Nie mogła zapamiętać imienia swojej opiekunki, mówiła więc do niej ‘Anna’, bo tak miała na imię jej najmłodsza siostra.
Pozostawienie babci samej, nawet na chwilę, zawsze przynosiło jakąś niespodziankę. Pewnego razu podarła całe opakowanie chusteczek higienicznych, wylała na nie wodę z wazonu, a kwiatki porozrzucała na dywanie. – Doskonale wiedziała, że źle zrobiła, bo mówił to jej szelmowski uśmiech. Mnie to jednak nie wyprowadziło z równowagi, a wręcz śmiałyśmy się razem z całego zdarzenia. Takich sytuacji przeżyłam jeszcze tysiące. – wspomina Sylwia.
Spacer z… niespodzianką
– Kiedyś poszłam z babcią na spacer. Nie wiedziałam, że odkąd zachorowała, nikt z nią nie wychodził, bo starsza pani bała się świata zewnętrznego. Nieświadoma niczego usadowiłam babcię w wózku inwalidzkim. Wcześniej zapytałam, czy chce zażyć świeżego powietrza. Moja podopieczna entuzjastycznie się zgodziła, więc pojechałyśmy. Aż tu nagle babcia zaczęła krzyczeć i prosić o pomoc, bo ktoś – czyli ja – rzekomo chce ją uprowadzić. Musiałam spacerowiczom w parku tłumaczyć, że to osoba chora, a ja jestem jej opiekunką. Sytuację udało się załagodzić i wróciłyśmy do domu.
– Teraz wiem, że za bardzo chciałam wszystko robić „po swojemu”. Chciałam, żeby miała kontakt z normalnym życiem, była aktywna i choć trochę mogła się swoim życiem jeszcze nacieszyć. Chciałam, aby życie babci nie sprowadzało się tylko do siedzenia w fotelu i oczekiwania na podanie tabletek. Właśnie dlatego pozwalałam, by pomagała mi w gotowaniu, sprzątaniu, prasowaniu. Czasem przynosiło to jednak skutek odwrotny do zamierzonego.
Praca opiekunki to także wysiłek fizyczny: podopieczną trzeba dźwigać, myć, zmieniać jej pampersy. Do tego zdarzają się nieprzespane noce, a rano i tak trzeba wstać, by zająć się starszą panią. Zdarzało się, że praca wymagała od Sylwii „bycia na nogach” przez kilkanaście godzin na dobę.
Wdzięczność „mojej babci”
– Może to zabrzmi dziwnie, ale największą nagrodą za ten wysiłek była wdzięczność, jaką widziałam w oczach babci. Pamiętam, jak trzymała mnie za rękę, głaskała ją i mówiła „Liebes Mädchen, ich danke dir für alles”. Dlatego zaczęłam o starszej pani myśleć: „moja babcia”.
Dzięki mnie bardzo się zmieniła: miała często uśmiech na twarzy, zawsze ładnie upięte włosy, czyste ubranie. A muszę tu podkreślić, że wielu starszych ludzi cierpiących na chorobę Alzheimera to zaniedbane osoby, ze smutnymi oczami. Kiedy teraz to wspominam, wiem, że dla mnie praca opiekunki to nie było tylko czekanie na wypłatę. Było to obcowanie z człowiekiem, bez wyśmiewania się z jego ułomności lub wyrażania innych negatywnych emocji. Ci ludzie są chorzy, ale mają przecież godność i zasługują na szacunek.
Po dwóch latach starsza pani dostała zapalenia płuc i coraz gorzej przyjmowała pokarmy. Dochodziło do tego, że jedną kanapkę potrafiła jeść ponad godzinę. Przez tydzień leżała w szpitalu. – Ten czas to były dla mnie tortury, bo podczas wizyt w szpitalu musiałam patrzeć, jak ona umiera. Niby była dla mnie obcą osobą, ale nie mogłam się powstrzymać od łez. Codzienny i tak bliski kontakt powoduje, że między ludźmi rodzi się wielka zażyłość.
Dzięki tej pracy jestem lepszą osobą
Pomimo licznych obowiązków Sylwii udało się w trakcie pracy poprawić swój niemiecki o trzy poziomy. Po śmierci babci pozostała w Niemczech, bo znałam już język w stopniu, który umożliwiał jej studia na tamtejszych uczelniach. Wybrała studia z wiedzy o zdrowiu publicznym. Po ich ukończeniu podjęła kolejną pracę. Nie żałuje, że kilka lat temu wyjechała z Polski.
– Dzięki decyzji o wyjeździe bardzo się zmieniłam. Przede wszystkim stałam się osobą bardziej otwartą. Wszyscy w rodzinie mówią, że jestem teraz bardziej "życiowa", zaradna i przebojowa. Problemy nie są już dla mnie katastrofą, bo wiem, że każdy można rozwiązać. Uwierzyłam w siebie i nabrałam życiowego optymizmu. Szkoda, że tak wielu Polaków jest pesymistycznie nastawionych do życia i zapomina o życzliwości wobec innych. Mam nadzieję, że los da im taką szansę jak mi.
Oprac. MZ