Miała poukładane życie w kraju: posadę księgowej, szczęśliwą rodzinę i już tylko kilka lat do emerytury. Jak grom z jasnego nieba spadło na nią zwolnienie z pracy. Wtedy postawiła wszystko na jedną kartę. Poznaj historię pani Kasi.
Pani Kasia to energiczna i pełna życia kobieta po pięćdziesiątce. Patrząc na nią, aż trudno uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu była zmęczona, przygnębiona i czarno widziała swoją przyszłość.
Życie pani Kasi od zawsze było bardzo uporządkowane. Od prawie 20 lat pracowała w stałych godzinach od 7:30 do 15:00 w dużym przedsiębiorstwie państwowym na stanowisku księgowej. Trójka dzieci miała już od dawna swoje rodziny.
Spokojne życie pani Kasi zmieniło się z chwilą zwolnienia jej z pracy. Chociaż, jak sama przyznaje, praca ta nie była spełnieniem jej marzeń, to jednak stały dochód i poczucie bezpieczeństwa były dla niej ważniejsze niż satysfakcja zawodowa. Przez jakiś czas szukała pracy w kraju – bezskutecznie. Na pomysł, aby pracować jako opiekunka osób starszych w Niemczech, wpadła przeglądając oferty pracy w internecie.
– Wiele lat opiekowałam się schorowanym ojcem, który wskutek udaru był częściowo sparaliżowany. Nie bałam się tego typu pracy, doskonale wiedziałam, jak to wygląda. Dodatkowym moim atutem była znajomość języka niemieckiego. Co prawda, nie używałam go przez kilka lat, ale byłam pewna, że szybko sobie przypomnę – śmieje się pani Kasia.
A może by tak pracować za granicą?
Coraz częściej zastanawiała się nad wyjazdem do któregoś z krajów niemieckojęzycznych. Była pewna, że nie chce szukać pracy na czarno. Zbyt wysoko ceniła swoje bezpieczeństwo. Zaczęła szukać informacji na ten temat w internecie. – Zadzwoniłam do kilku agencji, a potem wszystko odbyło się szybko – tłumaczy. Pozostało tylko czekać na wymarzoną ofertę i jechać. W międzyczasie pani Kasia pod czujnym okiem córki szlifowała swój niemiecki. Oprócz podstawowych zwrotów musiała przyswoić sobie także słownictwo związane z opieką nad osobą chorą.
Wyjazd coraz bliżej
Im bliżej dnia wyjazdu, tym pojawiało się więcej wątpliwości. – Obawiałam się bardzo tych zmian – nowe miejsce, nowi ludzie, zupełnie obcy kraj. Bardzo stresowała mnie też moja znajomość języka niemieckiego. Nie byłam pewna, czy zrozumiem to, co inni będą do mnie mówić. Lekcje z córką to nie to samo, co rozmowa z rodowitym Niemcem, szczególnie jeżeli będzie mówił szybko – wyjaśnia pani Kasia.
Siedząc już w autobusie pani Kasia rozmyślała, jakich ludzi spotka na miejscu. – Osobiście nie znałam nigdy żadnego Niemca. Wyobrażałam sobie ich zawsze jako formalistów, ludzi chłodnych i pełnych rezerwy – przyznaje.
Na dworcu w Niemczech czekała na nią Magdalenę – córka jej przyszłego podopiecznego. W rękach trzymała kartkę z imieniem "KATARZYNA". – Ta kartka to był dla mnie dobry znak. Postanowiłam, że muszę dać sobie radę. Nie tylko ze względu na siebie, ale i na rodzinę, którą zostawiłam w Polsce. Byłam jednak tak zestresowana spotkaniem z Magdaleną, że wydusiłam z siebie tylko "Gut Morgen" – wspomina.
Pierwsze dni w pracy
Podopiecznym pani Kasi był 87-letni Franz, mężczyzna po ciężkim zawale. Potrzebował kogoś, kto miałby go na oku, podawał leki i pomagał w niektórych czynnościach. Kiedyś aktywny i ruchliwy. W ostatnim czasie z przerażeniem obserwował to, co się z nim działo. Choć córka bardzo go kochała, nie mogła mu poświęcić tyle czasu, ile wymagał. Trudno było jej połączyć pracę zawodową, obowiązki wobec własnej rodziny i opiekę nad chorym ojcem. Wtedy pomyślała o opiekunce. Padło na Polkę.
– Najgorsze były pierwsze dni. Chociaż przyjęto mnie miło, to czułam się obco, no i tęskniłam za domem – pani Kasia odtwarza tamte emocje – Przecież dostosowanie się do trybu życia obcych ludzi nigdy nie jest łatwe.
Jednak w niedługim czasie przyzwyczaili się do siebie. Rodzina zaczęła nazywać panią Kasię – „Kati”. Podopieczny, pan Franz, potrzebował więcej czasu, by przyzwyczaić się do nowej sytuacji i nowej osoby w jego otoczeniu. – On prowadził wcześniej samodzielne życie i początkowo nie potrafił zaakceptować faktu, że obca kobieta mieszka w jego domu i się nim zajmuje. Czasem wstydził się prosić o pomoc – zdradza pani Kasia.
Z czasem jednak obawy zniknęły. Nawet lęk przed mówieniem w obcym języku został pokonany. – Zarówno Franz, jak i jego córka zachęcali mnie do rozmów. Początkowo było to dla mnie stresujące, ale kiedy zauważyłam, że nikt nie śmieje się z moich błędów, ośmieliłam się. Zwłaszcza mój podopieczny lubił ze mną rozmawiać. Zanim przyjechałam, większość czasu siedział sam. Teraz pojawił się ktoś, do kogo mógł się odezwać – uśmiecha się opiekunka.
Powrót do domu
Dwa miesiące pobytu minęły bardzo szybko. Kiedy pani Katarzyna odjeżdżała, pan Franz wręczył jej ładnie oprawione zdjęcie całej rodziny z podpisem „Vergiss uns nicht!” [„Nie zapomnij o nas”].
Dziś pani Katarzyna nie boi się już wyjazdów za granicę. Śmieje się ze swoich błędów i dawnych obaw. Pytana o to, czy dziś zrezygnowałaby z pracy opiekunki na rzecz pracy w biurze, odpowiada: – Nigdy! Mam ogromną satysfakcję z wykonywania tej pracy! Za kilka tygodni znów jadę do Niemiec. Może uda się wrócić do tej samej rodziny – cieszy się.
Oprac. MZ