Czy ze swojego imienia jesteście zadowolone?
Według mojego rozeznania terenowego większość chciałaby nosić inne imię. Też tak u mnie było. Teraz już godzę się z tym, co mam. Trudno! Nie można mieć wszystkiego, prawda?
Czasami pisałam przy swoim nazwisku jakby to wyglądało, gdybym była Marią, Magdaleną, Martą, Hanną albo Barbarą...
Razu pewnego los się do mnie w tym względzie uśmiechnął, ha!
Niespodziewane pytanie padło w moją stronę kiedy zastanawiałam się, czy kupić czerwoną sukienkę. Nigdy dotąd nie nosiłam czerwieni. Generalnie należę do zdecydowanych osób, jeżeli idzie o ubiór, ale wtedy wahałam się.
- Niech pani ją weźmie! Będzie pani w niej dobrze!Jak pani ma na imię?
Zapytała niespodziewanie dziewczyna namawiająca mnie na kupno sukienki. Razem z koleżanką prowadziły second-hand, który chętnie odwiedzałam. Były plastyczkami z wykształcenia.
Ich ciuchland nie wyglądał jak zwykły ciuchland - miał swój klimat. Z przyjemnością buszowało się między wieszakami pełnymi ciekawych ubrań.
Jak mam na imię? - powtórzyłam zaskoczona. - Dlaczego mnie panie o to pytają?
Pani się ciekawie ubiera! I obie doszłyśmy do wniosku, że pani musi wykonywać jakiś artystyczny zawód. Do pani bardzo pasuje imię "Barbara". Czy zgadłyśmy? Nawet tak panią nazwałyśmy: "Basia Burberry".
Aż zrobiłam krok do tyłu z wrażenia.
Artystyczny zawód nie zgadzał się. Imię piękne, ale też inne.
Zrobiłam wyznanie jak się sprawy mają w rzeczy samej.
Jedynie zgadzał się mój trencz Burberry upolowany kiedyś w łódzkim ciuchlandzie 5 zł sztuka (kupiłam wtedy wszystkie dostępne 3 sztuki). Bardzo lubię go nosić. Zawsze mam wrażenie, że staję się w nim niewidoczna. Taki klasyczny, ponadczasowy fason. Tak klasyczny, że aż nudny. Tylko ta słynna krata pod spodem go zdradza, że ma w sobie coś. Że nadaje się w każdym czasie i przestrzeni. I każdemu w nim do twarzy - nudnemu księgowemu z epoki towarzysza Gomułki, inspektorowi Kojakowi, królowej angielskiej i szaremu człowiekowi, czyli jak się okazało - mnie.
Ależ mnie panie zaskoczyły! Jak ja jestem Basią, to ja tę czerwoną sukienkę biorę! Coś trzeba w życiu zmienić!
Wsiadłam na swój ukochany, stary rower powtarzając w myślach: Basia! Basia! Basia Burberry! Ale niespodzianka!
Przypomniałam sobie o tej zabawnej sytuacji przejeżdżając w tamtym tygodniu przez Katowice. Wkrótce Barbórka, myślałam. Wielka tradycja na Śląsku.Wtedy przypomniałam sobie, że jeden raz w życiu byłam Basią. W Milanówku. W sympatycznym second-handzie dwóch młodych plastyczek.
Tak na marginesie - wszystkie Barbary i Basie, które znam to super babeczki i dlatego z całego serca życzę im moc radości w ich dniu.
Henia Janik
Dodaj komentarz